niedziela, 21 lutego 2021

Odwilż

ODWILŻ. odwilż.






Nie, nie krzyczę. Cichym jak pies. 

Patrzę jak zewsząd płynie oliwa.

Ta spod płyt chodnikowych

chlupocze i dobrze nastraja. 


Sprawiedliwa, jest jak beatlesowskie wyblakłe help,

jak szept pięknego hydraulika,

którego ekskomunikowano z pracy. 

Bo musiał wpłacać a konto podatku drugi rok.


I wyasygnować jeden procent

na NGOs, który nie przypadł 

do gustu sztywniakom w garniturach.


(Gdybyś mógł wyjechać...). 

Wpłacałbyś więcej na samotne damy ściskające w ramionach

autystyczne dzieci.

Albo paraliżowane co dzień

codziennością.


Nie krzyczymy  jeszcze larum. 

Jesteśmy poobiedni i drzemiemy w cieniu armat. 


Tylko na Quora Digest co rusz mącą, 

pytają o kolejność powstań. 

Jakby nie byli bezstronni.


Wyciągasz tępą kosę do słońca. 

Zdziwione sobą przyszło, rozgarniając szare firanki, szare włosy,

pocztowy lak zamiast krwi.


Na górze jest najwygodniej. 

Rzeka przyciąga do siebie sfalowanym ramieniem. 

Barki i łodzie dzielą spojrzenie na cząstki. Straciłeś maskę artysty, 

ale uparcie siedzisz

w bocianim gnieździe, 

na zapuszczonym poddaszu.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga