sobota, 6 lutego 2021

„mamo kupmy tamto smaczne coś na małe smuteczki”











Śmietankowy proszek przykrył całkowicie miasto. 

Najwyższe kominy napierały na ochronny celofan.
Czapy spadały z dachów jak z głów. Prószyły w oczy
szczególnie niezaradnym.


Mieliliśmy w ustach nieszkodliwe głupstwa,
codzienny odkrwiony stek. 


Bezwysiłkowe uplatanie myśli w sznury kleistych bojek.
Obijanie się o umowne granice. 


Skoro o bezpieczeństwie: spacer z dziećmi, gdzieś niedaleko,
na wyciągnięcie metra krawieckiego. Śladem wylanego mleka.


Głupie plastikowe łyżki, zakładane na głowy maszynistom
i milicjantom z rodziny Legoski. 

Naiwne krówki zamknięte w rodzinnym skarbcu.
W podziemiach ministerstwa ich kuzynki, buntowniczki
z alpejskich łąk. 


Walec Mlecznej Drogi zostawiał
gwiezdny osad na języku. Segregującego treść

na kawałki nie do przełknięcia.

Pamiętasz wodę z syfonu? Żmudne opróżnianie szklanek

w gorące lato. Udrażnianie zatkanego gardła. 

Deficyt oczekiwań nie przeszkadzał

ani łzy o smaku malin.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga