środa, 22 kwietnia 2020


CO JA TU ROBIĘ?






CO JA TU ROBIĘ?

Zgubiłem się. I chcę zaraz wracać do domu. Nie do tego nieprawdziwego. Do prawdziwego. Jakiegoś zupełnie innego. 
Nie wiem jeszcze jakiego. Za dużo detali chciałbyś znać. 
A ty wiesz, jaki jest ten dom? Dom idealny?!
No więc, dlaczego się mądrzysz?

Który to ten prawdziwy dom? Jak wygląda?
Czy stąd daleko do niego?

Stąd, czyli z kawiarni. Zapach kawy i ciastek. Biała śmietanka jak namiastka komfortu. Jak symbol bezpieczeństwa. Dostatku. A gdyby nagle zabrakło mleczka?

Jasno oświetlona ulica i wnętrze lokalu też jasne. Nie ma miejsca na wątpliwości. Serwetki poskładane w czyste trójkąciki. Czyste.
Znaczy nikt ich jeszcze nie tknął. To dobrze. To bardzo dobrze.

- No i co? - pyta niecierpliwie chłopak w arafatce wokół szyi.
Bregot nie rozumie. Patrzy. Pot ma pod oczami.
- Nie rozumiem. Czego ty ode mnie chcesz?
Pada drugie pytanie do Bregota.
- Dlaczego chowasz się za słowami i milczysz? 
Powiedz coś z sensem w końcu! 
Bregot zastanawia się nad odpowiedzią, zbyt długo jednak. 
Czas minął.
W końcu wydusza z siebie.
Nic nie znaczące...
- Nie.

Chłopak w arafatce wyciąga pistolet zatknięty za paskiem ciemnych bojówek. Bregot zasłania się dłońmi. 
- Nie chowam się, prawie wcale! Ja się zastanawiam. 
Chodzę tu i tam po ulicach. Weź pukawę sprzed moich oczu!

Chłopak mruga nerwowo oczami.
- I co ja mam z tobą zrobić? - pyta się.
Bregot dotyka serwetki, wyciera nią ręce, zabrudza. Umywa ręce.
- Nie wiem, rób co chcesz.

Stary gruby mężczyzna przechodzi wolnym krokiem przez salę. 
W ręku trzyma reklamówkę jakiegoś produktu. Kefija na płaskiej głowie. A może on kameralnie i po cichu łysieje, i tylko ze wstydy przykrywa pusty placek?

Chłopak znów nerwowo mruga. Celuje w cherlawą pierś Bregota z pistoletu. Nikt na nich nie patrzy. Cisza wokół.Wystarczy pociągnąć za spust.
- Ty się do niczego nie nadajesz! - wypala.

Pod sufitem kręci się stary wentylator. Krążą muchy. Strużki potu.

Stary mężczyzna przechodzi jeszcze raz. Może już ostatni. Wykonuje w ich kierunku niedostrzegalny gest. Pożegnania? 
Niech on decyduje za nich.

Bregot pokazuje palcem pistolet.
- Nie obchodzi mnie żadna rewolucja. Ich czy twoja, tym bardziej 
- mówi.

Kobiety na Plaza de Mayo, też go nie obchodzą. Nie obchodzą go skandowane okrzyki. 
„Osądzenia i ukarania wszystkich winnych!”.  
„Więzienie dla zabójców!”. 
„Ani zapomnienia, ani przebaczenia!”.

Stary przechodzi po raz trzeci jak wyrocznia.
Niech on decyduje za nich.

Bregot chce wracać do domu. Jest tylko chłopkiem roztropkiem. Nie do tego nieprawdziwego. Chce do prawdziwego.

Stary podchodzi do ich stolika. Kefija na czubku głowy. Staje nad Bregotem, unosi do góry dłoń.
- Bregot, ja wiem, że ciągnie cię do domu, ale trzeba coś zrobić....
Bregot patrzy i własnym uszom nie wierzy.
- Dla rewolucji Bregot, dla rewolucji.

Biała śmietanka, a nawet krem, namiastka komfortu. Symbol bezpieczeństwa. Dostatku. Serwetki czyste, w jasnych kolorach. 
W kształcie trójkątów.Leżą na ciemnowiśniowych stolikach. 
Co będzie jak zabraknie wszystkiego?

Który to ten prawdziwy dom?
Jak wygląda? Czy daleko do niego, stąd? 
Czy da się dojechać rowerem?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga