>>Boso, ale w ostrogach>>
- Daj mu szansę. Zgódź na jego warunki… Słyszała te same zdania powtarzane jak litania. Lustro nie obejmowało całej sylwetki. Musiała stanąć dwa metry dalej.
Stał przy niej, prawie tego samego wzrostu. Zajrzał w oczy.
- Winnie, on jest za niski, po prostu nie nadaje się - odpowiedziała.
- Ale daj mu szansę! Nigdy ci to przedtem nie przeszkadzało.
Mówiłaś nawet, że to jego zaleta.
- Niski, ale dyrektor. Mówiłaś tak!
Był jak uparte dziecko.
- A niech mnie! Ale jesteś wysoka!
Stanął na palcach, wyprostował się jak struna. Chciał być koniecznie wyższy o te kilka centymetrów. Był u kresu swoich możliwości. Wyżej już nie mógł.
- Fiknę kozła przez ciebie. Co robimy wieczorem?
Otarł bark o nią. Zachwiała się jak składana drabina.
- Marianno, ty ledwo stoisz na nogach, ledwo zipiesz.
Zignorowała jego troskę o nią.
- Ciii… Teraz słuchaj. To ten zespół.
Wyciągnęła dłoń, żeby podgłośnić radio.
- Zaczynają po staremu, ale w drugiej części odpływają, tak nie po swojemu.
- Rzeczywiście. Fajne. - stwierdził.
- Fajne nie?
Odpływają, odchodzą od zmysłów, tak jak on.
- Możemy posłuchać radia, jeśli chcesz. Jest wino w lodówce - odpowiedziała.
- Możemy posłuchać radia, jeśli chcesz. Jest wino w lodówce - odpowiedziała.
- Daj mu szansę. Należy mu się.
Skamlał.
- Nie męcz mnie - odpowiedziała.
- Zdejmij te buty na koturnach. One z ciebie wysysają życie. Co ty w nich widzisz? - zapytał.
- Nie mogę, są nowe, muszą się przyjąć.
- Musisz być taka twarda?
- Życie mnie nauczyło, Winnie.
- Przeklęte to twoje życie.
- Masz coś z tego, że tak perorujesz?
- Może mam, ale nie powiem. Jeszcze nie powiem.
Zbliżał się wieczór.
Winnie leżał na kanapie.
Zadzwonił Jerzy.
- I co, przekonałeś ją?
- Nie, ale jestem bliski.
- Pośpiesz się.
- Cierpliwości Jurek.
- Wspierałem ją.
- Wiem.
- Karierę, pozycję w firmie, w środowisku, zawdzięcza mnie.
- Wiem.
- To się pośpiesz Winnie.
- Ja tylko pośredniczę, mam utrudnione zadanie.
- Wiem. Rozumiem twoje położenie.
- Czyżby?
Kurdupel, przeklęty kurdupel - pomyślał ze złością.
Kurdupel, przeklęty kurdupel - pomyślał ze złością.
W męskiej ubikacji rwetes, poruszenie.
- Panowie zwalniają!
- Alarm, alarm pierwszego stopnia, czerwony!
Pryszczaty zbliżył się na niebezpieczną odległość.
- Strząsnąć?
- Sam potrafię, odczep się. Winnie podszedł do umywalki.
- A jak wywalą, to co będziesz robił?
Winnie myślał. Dotykał twarzy mokrymi dłońmi.
Posiadacz masywnej szczęki zaciągał się papierosem raz po raz.
- Nie wiem. Nie twoja sprawa.
- Wrócisz do akwarium.
Taaak… Winnie - morska, oceaniczna rybka pływająca bez celu.
Taaak… Winnie - morska, oceaniczna rybka pływająca bez celu.
Czeka go los bezprizorni. Zostanie mu upór, dziecinny wręcz. Śmieszny. Bez niej jest nikim. Buty na dziwnych koturnach.
Wiedział już dlaczego była taka nieszczęśliwa. Chyba rozumiał.
Irenka wyjaśniła mu to w wielkim zaufaniu.
Stanęli za filarem na drugim piętrze.
Zapewnił, że nikt ich nie podsłucha.
Schylił się, niemalże przystawił ucho do jej starych pomarszczonych ust.
- Wiii, twoja Marianna ma ostrogi.
Ostrogi, ostrogi? Dziewczyna z ostrogami.
Jurek nerwowo, jakby tracił cierpliwość.
- I co?
- Nic na razie. Myślę.
- Bal jest za tydzień, a potem przejęcie, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
- Tak wiem. Dlaczego mnie zadręczasz.
- Poproszę ją do tańca. Zatańczymy jako pierwsi. Marianna ma być w szpilkach, tak jak ustaliliśmy.
- W szpilkach? Ale to może ją zaboleć!
- Nie pieprz, przestań się rozczulać.
- Jeśli nie ja to kto....
- Namów ją, zmuś, zrób jak chcesz. To wasza ostatnia szansa na zatrudnienie w nowej firmie.
- Rozumiem.
- Rozumiem.
- Marianna znajdzie w niej zajęcie bez większych problemów.
- Zaraz, a co ze mną?
- Przepraszam, ty oczywiście też.
- Aha, rozumiem.
- Ma przyjść na bal w szpilkach. Rozumiesz?!
Winnie zapragnął napluć tamtemu w twarz.
Skończyło się na cichej szpilce w dupie kurdupla.
Cisza wyjątkowa w męskiej ubikacji.
Pustki. Wywiało. Tsunami.
Można nawdychać się smrodu do woli.
Dziwna ta ludzka egzystencja.
Poklepywanie buzi przed lustrem.
Ulubiona technika. Pocieszanie się na wypadek katastrofy.
Nie musi przecież skończyć, jak zabłąkana w oceanie mała rybka.
Ważne, żeby dla Marianny był jej rycerzem, bez skazy.
Cztery dni później w taksówce, w drodze na bal.
Ostatnia próba, jak test wierności przedmałżeńskiej.
Winnie wyjmuje z siatki czarne szpilki.
- Twój rozmiar, będą pasować idealnie, uwierz mi.
Marianna odsuwa jego dłoń.
- Nie chcę.
- Wiem dlaczego Marianno.
- Wiem, że wiesz Winnie.
Winnie uśmiecha się niewinnie.
- Dostaniesz tę pracę?
- Nie, chyba nie. Nieważne Marianno.
- Nie oddamy tanio skóry.
- Nie!
- Niech pan się zatrzyma blisko krawężnika.
Co za zachcianki? Nie widzą, że na zewnątrz pada jak z cebra?
Wychodzą na deszcz, na zalany wodą chodnik, trzymając się za ręce. Przystają na chwilę. Niech pada i wsiąka.
Wiii stara się z nią zrównać. Staje na palcach i prostuje jak struna.
- A niech mnie! Ale jesteś wysoka!
Marianno poratuj!
Dziewczyna zrzuca z nóg buty.
- Nie boli?
- Skądże!
Całują się w deszczu.
Po staremu, ale jednak inaczej.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz