Wystarczyło podwinięcie
rękawów skromnej
koszuli. Zdjęcie na tle
okna uwydatnia śniadą
cerę.
Legendy o nas krążą.
Masz Meksyk w małym
palcu, dlatego rozumiesz
tamte troski.
Fascynacja nami oblepiła
postronnych, genetycznie
pasuje do pustki na placu
boju. Ledwo trzymasz się
na nogach.
Ruszasz z impetem
spod parapetu. Widzisz
celowość w zaczęciu
na nowo od zaraz. Rozważ
czarny golf, który ukryje
wszystkie luźne guziki.
Widzę w prześwietlonych
klatkach nadchodzący
zawód. Diamenty zdobią
i są kamieniami węgielnymi lat.
Lecz róż we mnie
nie zawsze koresponduje
z męskością.
W domu skleconym
z wątłej papeterii każdy
liczy na gesty akceptacji.
Wyciągam najkrótszą
zapałkę i patrzę jak
szybko trawi ją ogień.
Czekając na ciebie
marnujemy nadzieję
bardziej potrzebujących.
Wśród gratów z twoich
podróży szukam
zagubionych foremek
od zagubionych uczuć.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz