Przepuszczę, niech lecą,
niech biegną
na złamanie karku (serc).
Miliony czerwonych
krwinek i (ż)kołnierzy.
Przy przecznicy są wieńce
dla bohaterów i szafot.
Dziś oddam głos
muzyce Prokofiewa. Jelito
od dziobu po rufę wisi
luźno.
Zaokrąglenia w tłumie.
Niosą czerwone jabłka
a kobiety potomków.
Przyziemność, lotny
piasek, opanowały ścieżki.
Wycisnąć choć dwie
kropelki entuzjazmu
z ciała. Zatrzymanego
na krzywej ławce.
na krzywej ławce.
Przesunąć kamienie o dwa
milimetry bez bólu.
Do miejsca, gdzie utrata
przytomności nie skazuje
przytomności nie skazuje
na anonimowość.
Zadzwoń o wczesnej
porze. Być może odnajdziesz
tamten fotel
z podnóżkiem.
Przytulankę, tę samą,
która nigdy nie odmawia
uścisków.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz