niedziela, 9 września 2018

O tej porze, kiedy nic nie jest pewne

Rano, o tak niezdefiniowanej porze,
gdy wciągasz na tyłek
imponderabilia.

Gdy dziki, łosie i białe misie
wywęszają śmietniki.

We mgle, dopasowując sny,
wczorajszy zawód zasłuchując
w teksty o miłości,
których protagonistą nie jesteś od dawna ty.

Złudzenia w swojej mnogości pierzchają zbawiennie,
jedno za drugim. Zamierzchłe i kostropate.

Podsycające chucie i wcielenia
wyprodukowane na sztucznym nawozie.

"Daj mi swoją miłość", stały refren,
możliwy czy nie do spełnienia?

Puszczałeś wici jak latawce,
w sznurki zaplątaną złapałeś.
Na coś jednak zdały się durne
spazmy, dziecinne uniki.

Zdjąć wypada jeszcze okulary
dla dalekowidzów.

Nie szukam daleko, jest bliżej niż myślę.
Około szóstej wciąż leży w pościeli.
Świeże ciepłe ciało.

Namacalny obrys
podwozia, z małymi białymi
bliznami w miejscu numeru VIN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga