wtorek, 10 lipca 2018

Wilgotność zdecydowanie niższa


W niepamięć idą makaki, zepchnięte na krawędź skarpy. Wystające poza obręb, z wytrąconymi z łap bananami.

Kraków solidnie zakotwiczony w ziemi i historii, jak mawiał bard. Wydaje się tylko makietą, sporządzoną na użytek turystów.

Stare mury udrapowane w cienkie sukienki obłych właścicielek pokoi na wynajem. Kamienice otoczone melodiami kurantów i kilometry niesplamionego bruku.

Krawędzie chodników wyraziście zwrócone na wschód, bez cienia groźby. Dopiero co naostrzone tradycyjną osełką.

Stała ekspozycja z tamtych dni - cienie, szelesty, gwizdanie cykad, wielki nietoperz wrzucony
w nocny podmuch wiatru - odłożona ad acta. Ozdoby z lotosu czekają na grudniowe drzewko
o spiczastym profilu.

Zatrzaśnięty w pokoju, w strachu o równowagę dysonansów. Przewlekam nić przez te same dziurki co zwykle.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga