środa, 4 kwietnia 2018

Dworce centralne







W półmroku nie dostrzegam rozmytego makijażu wokół oczu.
Pociągi odjeżdżają coraz szybciej - nie muszę dociekać,
gdzie płyną rozczarowane rzeki.
Piksele spryskują ukryte policzki gęstą sądzą.
Ledwo wydobywają z cienia to co było kiedyś dziedzicznie piękne.

Wymieniłem ostatni bilet donikąd na chleb i masło.
Wiem, że okruchy wchodzą w zęby. Ukradkiem dają jednak
tajemniczą siłę.

Pod pszeniczną mgiełką ukryło się prawdziwe misterium.

Na antresoli z białej kości słoniowej
można by odpocząć, jak w złotej klatce.
Wygrzać kości w gorącej kawie.

Ale, nasze buty jak koła parowozu suną,
coraz szybciej,
do przeciwnych brzegów.

Wiesz od dawna, że czasem lubię
realną segregację. Niemalże rasową.
Twoja rasa i moja przez jakiś czas oddzielnie,
całkiem osobno.
Za szkłem, które nazywasz kuloodpornym.

I pukasz w nie,
próbując dosięgnąć mojego czoła.
Chcąc mnie błogosławić na inny wzór
nie katolicki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga