niedziela, 19 kwietnia 2020

wołając o dopełniacz ...






wołając o dopełniacz
"""""""""""""""""""""""""""









był wszędzie,
żyjąc przeszłością, tym co obecnie
i szumnym "future" (f. zdynamizowało
świat; kojarzyło się bardziej z "futile");

nie powinien był odczuwać pustki,
tyle działo się na mostach i wzdłuż,
"w odmętach brunatnej rzeki". na praskim im. Białego
Niedźwiedzia straż miejska ścigała brązowe
cabrio. męska część gapiów w ruchu podkręcała
wąsy z uciechy; łysy na rowerze,
pod restauracją Le Cedre (myślał oparty o szybę)
o wykwintnym obiedzie dla dwojga;


ten sam bezwłosy
otrymał coś ekstra od losu, kawałek odciętej
pelargonii. czerwone płatki spadły na jasnopopie-
latą podłogę balkonu. złośliwy gest starszej kobiety 
z wyższego piętra, a może prezent ("gift for a gifted
person") prosto z nieba starszych, emerytów, mędrców?

- Sam musisz wiedzieć, o co chodzi, na co ten symbol umierający - stałaś na zewnątrz oparta plecami o balustradę (rozparta w tej pewności że nie spadniesz, na sto procent), półdupkami przyciskając skrzyżowane dłonie.

O tej porze mógł być mniej pewny - ulica nie dawała 
już gwarancji bezpieczeństwa. Tylko w czyiś ramionach
byłby sobą - dając i biorąc (chciałby więcej dawać), a tu
mrok, obce twarze. Niebezinteresownie oglądany od nowa, centymetr po centymetrze, jak rzadki znaleziony głęboko 

w ziemi eksponat.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga