jak zwykle niewzruszona
———-
ona dziś biegnie
z dłońmi bezradnymi do dołu, paznokcie ocierające
o bruk. patrzę z ogromu balkonu
papieros w ustach, marynowany
z chilli, głupimi słowami, pustym śmiechem.
w za małych trampkach,
z wielkim tyłkiem
ściga deszcz do nory,
słuchając audycji internetowych.
przekabacona przez starych
(oni nie chcą pomóc
wrócić prostą drogą do domu).
czerwony ortalion
i czapka do tyłu – NY.
bez strachu o siebie
i kosmyki rudych włosów.
nie drgnie oko pod powieką,
kałuż też nic nie rusza. śpią wgapione w czyste,
małomówne niebo.
na drucikach słuchawek przewrotne wokalizy chudeuszek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz