na łeb i szyję dotykając liści sombrera palmowe
atrybut ludowy zazdroszczę wielorodzinnej faweli opancerzonych wanien policji
buciory wprost na cherlawych
piersiach
kule zawracają
do dziurawych rynien zardzewiałe niebo
pluje na głowę
pochłaniasz
aerozole
aronią Północy
Nowym Jorkiem
rzygasz
żurawinką urynujesz
tak łatwo
tak wysoko
gruby bicz od Boga
na ustach wszystkich
perlisty mocz
kochanie
pakuj karczek w kolejną
podróż śladem
moich obietnic i witaminy D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz