mało miejsca w Sao Paulo mimo że wiaduktów pięter w bród człapiemy przez odmęty jak pelikany nasz pot jednoczy śmierdzi obłokami spalin motorówkami w weekendy
półwyspy przecinają wody
kroją jak nóż tort bezowy
zaraz fale pokryją siwą głowę
tukany a ary będą zezować
zza stalowych krat więzienia
ogołoceni z atrybutów
komórek i aut na alternatywne paliwa zatapiamy słone usta
w soku z młodego mango
oczekujemy wciąż więcej
po czym na luz jakbyśmy schodzili z kolarki
Hiszpanie i Szwajcarzy pokonani
górskie atlantyckie premie
ściągamy zrośnięte z ciałem legginsy
wsłuchani w melodię nadającą słowom elastyczność baniek
co wybuchają na koniec roku
zamydlając oczy i usta włażą w uszy
bierzemy wszystko wierzymy w więcej
niż można
dajemy kredyt z podwójnych kieszeni
zużyta bawełna już nie bierze do siebie
prześwituje w tym anno (dominującym) domini
wilgoć osiada ciężko na powiekach i ustach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz