karina buhr
najedzony w inny sposób
Nikt nie zmuszał
by iść z wami.
Samowystarczalny bard,
bardzo samotny
niebieski ptaszek
powiedział dość.
Wyglądałyście
zachęcająco, jak zapatystki
w sercu wrogiego miasta.
Ruszyłem bez zwłoki
wystraszony militaryzacją.
Tymczasowością dekoracji.
Nie można żyć bez idei,
za przysłowiową miseczkę białego ryżu.
Bałem się, że nie rozpoznam
kumpli. Że splunę w oczy mojemu miotowi.
Uciekłem do przepastnych abażurów,
kolorowych spódnic kobiet.
Mogłem polec bohatersko
już pierwszego dnia.
Z powodu przekornego
spojrzenia, z powodu
plamek na tęczówce nalegających
na prawdę i tylko prawdę.
Nadbiegali
ze wszystkich stron uzurpatorzy.
Kod ubraniowy: moro/białe adidasy/
glany do kopania niepokornych.
Byłem już wtedy
w waszych ramionach.
Niesiony jak taran do wyważania bram.
Obmywany falami perfum.
Synkretyczna rzeźba pusta w środku.
Bezpieczny, bo prawie
niezniszczalny.
Ozdabiajcie mnie, proszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz