wtorek, 7 kwietnia 2020






Pośpiech z 5.05 przefrunął przez 6, a już jest w 7.04... 
Zmowa kombinezonów, czyli proza życia cz. 3


Wychodząc z parku Arek podążył w kierunku starej kamienicy na rogu Zwrotnicowej i Tramwajarskiej. Znajomi Bolka z podziwem wymieniali w rozmowach to miejsce. Wydawało się w tej chwili najbardziej oczywistą przystanią, gdzie mógł przebywać zaginiony. Stara kamienica była na tyle wiekowa, że podlegała ochronie tutejszego konserwatora zabytków. W okolicy można było napotkać stare warsztaty rzemieślnicze straszące z wystaw ogłoszeniami o wyblakłych, rozmytych kolorach. Jedyny zakład fryzjerski w pobliżu, ulokowany w suterynie przy Zwrotnicowej 7 był regularnie omijany z daleka z racji podejrzanego wyglądu. 

Bolek S. zwykle wracał z redakcji około dwudziestej wieczorem. Robił od razu wstępną pobieżną toaletę i zasiadał nad książkami oraz notatkami. Pracował do wczesnych godzin świtu. Robił jednak tyle, na ile pozwalały mu resztki sił. Właściwie jednak zawsze za dużo, jak na dzienną normę. Kiedy szło o pracę redaktor nie znał umiaru. Taki już był, niereformowalny przypadek pracoholizmu. Najczęściej wybierał coś starego z wierzchu sterty i kontynuował lub zaczynał nowy tekst. Po kilku kwadransach przerywał, wpadając w otępienie. 

Macał palcami wokół siebie szukając puszki z orzeszkami. Znajdował i wyjadał do samego blaszanego dna. Prawie po omacku trafiał na stare opakowania z suszoną wołowiną. Rozrywał plastik zębami i z lubością rozgryzał być może, że przeterminowane twarde kawałki. Przywoływał wtedy do pamięci informacje przeczytane w prasie o sklepach z przeterminowaną żywnością. Zdaje się, że to było w Skandynawii, w którymś z krajów nordyckich. Ludzie z Północy znów zajmowali miejsce w awangardzie ludzkości. Dlaczego to, co nietypowe, nowoczesne, czasem odjechane i odhumanizowane przypisujemy północy? A to co naprawdę przesrane atrybuujemy katolickiemu południu?

Usta wciągały i zjadały co popadnie. Może niech tu, w jego mieszkaniu, założą pierwszy na Północy tego kraju sklep z przeterminowaną żywnością. Dlaczego nie. Projekt byłby zgodny z obecnymi nordyckimi trendami. Miałby w ten sposób stały, nielimitowany dostęp do różnych przekąsek. Sklep czy magazyn z żywnością przeterminowaną mógł być pomocny w czasach zarazy. 

Mózg, ślizgający się po torach szlifowanych wyobraźnią potrzebował stałych dostaw kalorii. W okolicach pierwszej, może drugiej następnego dnia, zdecydowanie bliżej świtu przerywał pisanie i prostował sztywny kark. Wchodził do wanny i ociężale nacierał chude, zwiotczałe ciało ostrą gąbką nasiąkniętą preparatem hipoalergicznym. Będąc już w łóżku często kończył jakąś lekturę lub uzupełniał tekst odłożonej na później recenzji. Zasypiał nagle, bezwiednie, bez udziału woli. Topielec, który nieopatrznie zaufał głębinom. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga