piątek, 27 marca 2020

Hi Kochani- jedziemy z koksem BO NIE MA CZASU

...

jedziemy z kokse(m), bo nie ma czasu...




Zmowa kombinezonów, czyli proza życia

-Widzieliście Bolka S.? Czy postawione pytanie należy do tzw. retorycznych? Nie przyszedł do pracy, co było w oczach wszystkich wydarzeniem w miarę normalnym, mającym swoje precedensy. Dzwonił choć raz? Acha, tym razem też nie, więc teoretycznie wszystko w normie. Nie ma powodów do niepokoju. W czym rzecz, skąd ta dziwna aura, lekkie napięcie, jakby tym razem zaszło coś poważniejszego? Dlaczego u niektórych ujawniło się nie występujące wcześniej zdenerwowanie? Skąd ta nadmierna aktywność, inicjatywność granicząca z poświęceniem? Czyżby zadziałała ludzka empatia? 

Empatia przydaje naszym obliczom blasku szlachetności. Bez niej ludzkość nie byłaby tym, czym jest. Niezbędny element, papierek lakmusowy na zweryfikowanie przynależności do gatunku ludzkiego. Przesadzam? Wcale nie. Zastanówcie się sami. Dzięki empatii mamy szansę wyjść cało z największych niebezpieczeństw. Empatia jest na miejscu. Jest bardziej niż ok. Nie wstydźcie się okazywać empatii, szczególnie w sytuacjach nadzwyczajnych. Szczególnie wtedy, gdy zagrożone są fundamenty naszego życia na tej pięknej planecie.

Była siedemnasta. W redakcji pracowało tylko kilka osób. Od półtorej godziny trwały jednak poszukiwania na prywatną, ograniczoną skalę. Arkadiusz był tym, który podjął się niełatwego zadania. Na początek zajrzał do kawiarni „Zenith”, ale ulubiony stolik Bolka był pusty. W parku miejskim, gdzie chore kasztanowce traciły bezustannie liście też ani śladu po nim. Ławki okupowali bezzębni, głupio uśmiechnięci i opaleni na brąz pijaczkowie. Powodów do smutku rzeczywiście mogli mieć niewiele. „Że też ich jeszcze nie zwinęli stąd”, pomyślał Arek. Miasteczko położone nad morzem od zawsze nieźle prosperowało dzięki turystyce. Morska bryza, odczuwalna  w wąskich, długich uliczkach przepędzała wszelkie podejrzane zapachy i niepożądane drobnoustroje. 

Z pozoru Arkadiusz również nie miał powodów do narzekania. Przyjechał niedawno z Południa, gdzie poważnym wyzwaniem był piekielny smog. Właśnie w tamtej części kraju smog zbierał najwyższe śmiertelne żniwo. Na południu regularnie wybuchały protesty społeczne. Na transparentach przeważały żądania o lepsze płace, znośniejsze warunki pracy oraz życia. Domagano się poprawy stanu środowiska naturalnego. Wśród manifestujących niezadowolenie z rządu prym wiedli górnicy oraz robotnicy przemysłu stalowego. 

Inną bolączką były powtarzające się co roku z zabójczą regularnością epidemie chorób zakaźnych. Region zagościł na stałe w komunikatach Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Eksperci uznali, że jest siedliskiem, niewygasającym źródłem, dającym początek coraz bardziej zmutowanym odmianom wirusów. Tutaj przyszły na świat A3, BeZet, Zekato oraz ostatnio wirus Wrusham*. WHO pośpiesznie zakwalifikowała Wrusham do pandemii, jednak Arkadiusz patrzył sceptycznie na karkołomne manewry organizacji. Rozumował podobnie, jak inni mieszkańcy regionu. Większość kręciła z niedowierzaniem głowami, kiedy WHO wydało pierwsze ostrzegawcze komunikaty, wywołując panikę na północy kraju. Strategia organizacji była zdaniem wielu nieprzemyślana. Zbyt pochopnie wyciągano zbyt radykalne wnioski na temat skali zagrożenia i szkodliwości wirusa. Wrusham nabierał dopiero rozpędu. W porównaniu do wcześniejszych mutacji odznaczał się niemrawością, niemalże ospałością reakcji. Epidemiolodzy z Południa napomykali, że to dowód na niską złośliwość. Dodawali przy tym, że „szybkie rozprzestrzenianie się wirusa mogło świadczyć o oczywistej słabości molekularnej i strukturalnej”. Powtarzali słowo w słowo opinie wygłaszane przez prof. Wruszalskiego. Arek nigdy nie zgrzeszyłby oryginalnością w tym konkretnym temacie. Nie miał ochoty na zgłębianie wiedzy, która jego zdaniem nie była przydatna. Dla świętego spokoju manipulował kilkoma obiegowymi sądami, podszytymi dla pikanterii niezdrowymi emocjami. Akceptował bezkrytycznie 
i w całości poglądy sławnego epidemiologa. Powtarzał z pamięci opinie naukowca trochę na pocieszenie i trochę na złość samej WHO, jak i pieprzonej, zadufanej w sobie północnej krainy. 

Nazwa wirusa pochodząca od nazwiska znanego epidemiologa prof. Pawła Wruszalskiego            
z południowej części kraju, który między innymi pierwszy przeprowadził pogłębione badania nad tym konkretnym wirusem w warunkach laboratoryjnych z udziałem zakażonych pacjentów. WHO         w uznaniu zasług nazwała kolejną epidemię jego nazwiskiem. Natomiast środki masowego przekazu bazując na opiniach Wruszalskiego, zdaje się nie do końca wyrwanych z kontekstu sprytnie przemyciły końcówkę sham kojarzoną z oszustwem, lipą i pozornym zagrożeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga