poniedziałek, 18 marca 2019

Trip-takes




Poniedziałek
—————-
Ucichłeś ostatnio, bo za oknem tylko czerń.
Krzyczy BBC
z Nowej Zelandii.

Mówisz, że wiersz
o aktualnościach może być piękny.

Łopata w rękach piszczała dziś jak mała mysz.

Braterstwo broni po wojnie. Zbliżony do ciebie,
pokoleniowo nierówny. Wysyłasz mnie po wódkę.

Aż do świętego,
zatłoczonego nazajutrz.

Głowa
———
Jestem, pewnie, zawsze byłem.
Gdzieś poza prześcieradłem, za pasiastą górą.

Wsadzony między pewność
a algi wątpliwości.

Twarz na wyciągnięcie dłoni.
Dociąganie pokrywy pod brodę o konsystencji kevlaru.

Schowana za pilnikiem małym jak igła.
Złośliwie zgrzytającym zębami.

Uśmiech niewinny
i dziewczęcy, zza krzywego zgryzu.

Wsadzona na konia
przez pośpiesznego ojca.
Ciągle jedziesz i jedziesz.

Coraz mniejsza kropeczka
zgubiona przez biedronkę.

Złote rybki
—————
Śpiewa bez przerwy jakby wiedział dużo o świecie.

W refrenach jakaś wiara
i nieomylność.

Jeszcze grają na telefonach chłopcy.
Wykorzystują ciszę
w wielkiej sypialni.

Słyszę pomiędzy szelestem pościeli chlapiące się
w akwarium rybki.

Ślą tęskne spojrzenia, nasze to, ich hobby.

Uciekłem makatkom, breloczkom i znaczkom.
Zapuszkowany w Beksińskim.

Nigdy nie umrę. Złoty, spełniłem swoje marzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga