Zbieraliśmy patyki z lasu.
Jeden wyglądał na stena.
Odłożyłem go poważnie na bok
i włożyłem szyszkopodobne granaty do kieszeni pumpów.
Rozminowaliśmy długi i szeroki pas asfaltu,
od drogi do latarni morskiej, która zapaliła się ostrzegawczo i wydała nas wrogom.
Myślałem, że latarnie są przyjazne.
W drodze powrotnej wymiatałem liście spod jego stóp,
tym co zostało z wykrywacza min.
Miał przyszytego do kurtki jednookiego niedźwiadka,
o kolorowych tęczówkach, trochę naderwanego.
Naderwani, naderwani...
Sądzę, że obaj tacy byliśmy.
Nie zwrócił uwagi na moje łaskawe gesty.
Powiedział, że szkoda mojego wykrywacza na zamiatanie.
Udałem, że ignoruję jego słowa
i sięgnąłem po pistolet protonowy.
Był cały z sosny, w konwulsjach
i rozładowany. Według słów chłopca,
Zbieraliśmy patyki w lesie.
Jeden wyglądał na stena.
Odłożyłem go poważnie na bok
i włożyłem szyszkopodobne granaty do kieszeni pumpów.
Rozminowaliśmy długi i szeroki pas asfaltu,
od jezdni do latarni morskiej, która zapaliła się ostrzegawczo i wydała nas wrogom.
Myślałem, że latarnie są przyjazne.
W drodze powrotnej wymiatałem liście spod jego stóp,
tym co zostało z wykrywacza min.
Miał przyszytego do kurtki jednookiego niedźwiadka,
o kolorowych tęczówkach, trochę naderwanego.
Naderwani, naderwani...
Sądzę, że obaj tacy byliśmy.
Nie zwrócił uwagi na moje łaskawe gesty.
Powiedział, że szkoda mojego wykrywacza na zamiatanie.
Udałem, że ignoruję jego słowa
i sięgnąłem po pistolet protonowy.
Był cały z sosny, w konwulsjach
i chyba rozładowany. Bezbronny,
podniosłem dłonie ponad głowę.
Według chłopca, miał odzyskać moc
o zachodzie słońca. Czekaliśmy
na koniec rozejmu w objęciach
słońca.
Jeden wyglądał na stena.
Odłożyłem go poważnie na bok
i włożyłem szyszkopodobne granaty do kieszeni pumpów.
Rozminowaliśmy długi i szeroki pas asfaltu,
od jezdni do latarni morskiej, która zapaliła się ostrzegawczo i wydała nas wrogom.
Myślałem, że latarnie są przyjazne.
W drodze powrotnej wymiatałem liście spod jego stóp,
tym co zostało z wykrywacza min.
Miał przyszytego do kurtki jednookiego niedźwiadka,
o kolorowych tęczówkach, trochę naderwanego.
Naderwani, naderwani...
Sądzę, że obaj tacy byliśmy.
Nie zwrócił uwagi na moje łaskawe gesty.
Powiedział, że szkoda mojego wykrywacza na zamiatanie.
Udałem, że ignoruję jego słowa
i sięgnąłem po pistolet protonowy.
Był cały z sosny, w konwulsjach
i chyba rozładowany. Bezbronny,
podniosłem dłonie ponad głowę.
Według chłopca, miał odzyskać moc
o zachodzie słońca. Czekaliśmy
na koniec rozejmu w objęciach
słońca.
|
|
|
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz