środa, 18 lipca 2012

schludne i niewinne zbrodnie pokrewnych dusz...


blizny od nadmiaru snu i tatuaże z henny,
znaki na ciele na jeden krótki dzień wędrówki,
na styku deptaka i piasku, muszelek i morza.

piszą od siedemnastego roku życia.
atrament lekkomyślnie ukryty pod paznokciami
udaje wyuzdanie, kokietuje poezję.

ona robi furorę majtkami w różowe rybki -
pupilkami z działu dziecięcego, lekko przetartymi na małym
sromie. jego trampki, którym wydarto języki,
pozują na obieżyświatów.

w ostrym świetle poranka,
owiani są wiekami nudy odziedziczonej po poprzednikach.

mówisz szaleńcy?
nie, myśmy ocaleli
zimne stopy (nie te z prosektoriów wymarłych miast)

upychamy pod siebie i odpychamy
z pretensjonalnym sztucznym ociąganiem.
kołysani do snu zmarszczką przekory braną za upór.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga